Diabelski młynarczyk

wiatrak

Diabelski młynarczyk

Jeziorowskie, gm. Kruklanki, pow. giżycki

Przed wielu laty, niedaleko jeziorowskiej szkoły, na pagórku pomiędzy drogą prowadzącą do Podleśnych, a polną dróżką biegnącą do leśniczówki, stał wiatrak. Pewnego dnia, na początku któregoś lata, można było zobaczyć czarny powóz, który powoli przejechał obok wiatracznego wzgórza. Niedługo potem przed młynarzem stanął chłopak i zapytał, czy nie znalazłaby się praca dla zdolnego czeladnika. Właściciel ucieszył się bardzo, bowiem sianokosy były tuż, tuż. Szybko uzgodniono zapłatę i młynarz przyjął nieznajomego do pracy. Młody człowiek okazał się doświadczonym i zręcznym pracownikiem, który był w stanie zastąpić samego młynarza. Ten był bardzo zadowolony z czeladnika i mógł spokojnie zostawić go samego we młynie.
Któregoś dnia młynarz wraz z żoną i córką przebywał na lakach ciągnących się od Stróżki aż po Puszczę Borecką. Był gorący czerwcowy i bezwietrzny dzień. Młynarz pomyślał: ”Ten czeladnik to ma dobrze! Nie musi myśleć o sianokosach, tylko leni się w chłodnym młynie, a ja tu muszę harować przy zgrabiarce”. Ale jakże się zdziwił, gdy się obejrzał. Powietrze było nieruchome, tymczasem skrzydła wiatraka obracały się rytmicznie i zwinnie, tak jakby wiał w nie porządny wiatr. Dla młynarza był to straszny widok, bowiem było to nienormalne, wręcz niemożliwe. Musiał tę sprawę natychmiast wyjaśnić. Wrócił do domu i wezwał młynarczyka. Zapytał go, jak to możliwe, że mieli bez wiatru ? Młodzieniec odpowiedział: „Dlaczego jesteś taki zdenerwowany ? Przecież nie robię tego na twoją szkodę. Pozwól mi pracować”. „Nie, nie” – zawołał młynarz – „To diabelskie sztuczki, więc nie masz tu już czego szukać! Pakuj swoje manatki i wynoś się stąd! Nie będę tolerował takich spraw w moim młynie”. „Dobrze, jeśli jest taka twoja wola, odchodzę” – odrzekł czeladnik – „Ale najpierw oczekuję mojej zapłaty”. „Twojej zapłaty?” – powtórzył młynarz – „Możesz jej sobie szukać tam, gdzie wiatr hula!” Grosza ode mnie nie dostaniesz ! Pakuj się i natychmiast wynoś się z mojego domu”. „Dobrze” – odrzekł młodzieniec – „Tylko niech ci nie będzie żal”. Młynarczyk zawiązał swój tobołek i wyszedł. Zaraz potem można było zobaczyć czarny powóz, którym odjechał nieznajomy.
Młynarz był zadowolony, że pozbył się budzącego trwogę czeladnika i powrócił do swojej pracy na łące. Nigdy już jednak nie zaznał spokoju. Nieraz zimny dreszcz przebiegł mu po karku, bowiem gdy tylko zaczynał mielenie, wnet pojawiał się czarny powóz, który powoli okrążał wiatrak. Wówczas jego skrzydła zatrzymywały się i nie był ich w stanie poruszyć nawet największy wiatr. W ten sposób młynarczyk odbierał swoja zapłatę. A ponieważ sytuacja powtarzała się przez kilka lat, to młynarz stracił serce do swojej pracy. Porzucił wiatrak i opuścił wieś. W pozostawionym młynie nikt nie odważył się zamieszkać, w końcu jego drewniana konstrukcja zgniła i rozsypała się. A stało się to tak dawno temu, że nikt z mieszkańców Jeziorowskich już tego nie pamięta.

Legenda z książki „Czarci Ostrów Wielki zbiór podań ludowych z Mazur”, którą wszystkim polecam.